cheers, thanks, much appreciated: o tym, że dobrze jest nosić przy sobie karteluszki z evensong w Christ Church.
- ukulturalniamyteam
- Apr 30
- 2 min read
W POPRZEDNIM ODCINKU:
wtorek, 16 kwietnia 2024
Oksfordu edycji II dzień 21, ostatni.
dwadzieścia po 14 dojeżdżamy do Liverpoolu: Miasto całe w słońcu nie ma nic
z pochmurności zapamiętanej z edycji pierwszej, ubiegłokwietniowej.
***
dwie lub trzy minuty po wyjściu z NatExpress orientuję się, że na jego pokładzie musiał zawieruszyć się mój telefon. zostawiam cię w połowie drogi do naszego hostelu przy Matthew St i gnam z powrotem w stronę Pier Head, ale miejsce naszego (starego i miłego) Pana Kierowcy zajął już (miły i młody) Pan Kierowca. ten informuje mnie, że jego kolega właśnie odjechał. odjechał do depo. gdzie to depo? w Runcorn. w Runcorn? wybałuszam oczy. jak dobrze, będę tam jutro!
(miły, młody i kochany) Pan Kierowca zapisuje mi nazwę i kod pocztowy depo na karteczce wydostanej z mojej kieszeni: to karteluszka z psalmami z niedzielnych evensong w Christ Church Cathedral. zapisuje i dzwoni do swojego kolegi, informując go o moim istnieniu i opałach. cheers, thanks, much appreciated.
co ciekawe – lub oburzające – tymi oczywistymi opałami prawie się nie zamieszałam: wiem, że będzie dobrze. czuję w kościach. tak, jak zawsze: na moją korzyść. wierzę.
*
jak mimochodem wspomniałam, nasz hostel przez “zupełny przypadek” znajduje się przy samej St Matthew St: tak, nie mylicie się, to ulica The Cavern Club. to tu rozpoczynała się Beatlemania per excellence, a dzisiaj (choć nie twierdzę, że da się o niej zapomnieć) przypomina o niej mural-rzeźba Artura Dooleya “Four Lads Who Shook the World".
nawet nie muszę wytężać wzroku, żeby dojrzeć Liver Building w oddali po lewej i George's Dock ventilation building, który reprezentuje świetny przykład angielskiego art deco. słońce tak cudownie, tak genialnie przesiąka przez okno z takim widokiem, przez które w dodatku non stop dociera do nas muzyka z jakiegoś pubu St Matthew St. moze to karaoke z Cavern Club? telefon się znajdzie na pewno, a ja pozwalam sobie cieszyć się tym słońcem, widoczkiem i muzyką.
to jest Liverpool właśnie.
miasto okropnego akcentu, pokiereszowanych acz pomocnych ludzi, arcyciekawej architektury i ciągle dziejącej się muzyki.
wychodzimy na szybkie zakupy do naszego Lidla przy Lime St, bo do lekcji z Agatą i Frankiem ostatnie trzy kwadranse. na minutę przed lekcją o 17 na twój angielski numer zadzwoni ten miły pan, który obiecał oddzwonić po przeskanowaniu autokaru pod kątem mojej zguby: ta do odbioru w Weston Village kiedy tylko mi pasuje. raju. raju.
mam zbyt dużo szczęścia do ludzików, don't I.
kończysz lekcję skrzypiec z Kasią-lekarką z Warszawy i… może wyjdziemy na to rozjątrzone muzyką St Matthew St. a może spacer po Pier Head? proszę… właśnie zachodzi nad nim słońce.
*
Pier Head.
wieje straszliwie, ale jak tu cudownie opustoszale. jak tu niebywale. jak tu naszo.
tak, potwierdzone info: to najlepsza część Liverpoolu. po roku podtrzymuję-my tę diagnozę.
do bazy przy St Matthew St wracamy niebawem, bo a. strasznie wieje, b. Barca kontra PSG. że PSG wygrywa? “Francja to wydmuszka”.
Comments