top of page

[długo nie będę mogła zasnąć, a na zajutrz obudzę się w nowej skórze]

niedziela, 15 stycznia 2023


pani z recepcji 

dziękuję za przyjemny pobyt w będzińskim hotelu i po przyjemnym spacerze wzdłuż będzińskiej rzeczki przebywamy autobusem linii 804 niekończące się śląskie miasta. nieco spóźnieni wysiadamy pod budynkiem NOSPR-u, który za jedenaście miesięcy później będzie gościł pierwszy zorganizowany przez nas koncert (choć jeszcze o tym nie wiemy).


na sali Bączek już w swoim żywiole. słucham całą sobą i notuję jak szalona. notuję, ale

i wprawiam w ruch. śmieję się na całego, biję brawo, oddycham i powtarzam za Bączkiem: tak też jest okej. ewentualnie: w dupie to mam.


do Warszawy wrócę mocno podleczona z niepewności, z self-doubt, z wymówek,

z trzeba" i muszę". tu, w tych fajnych Katowicach, zostawię dużo nadmiernej

i niechcianej powagi, w której od dawna bardzo mi niewygodnie. resztę rzeczy z czasem naprostuję działaniem i śmiechem.


wszystko na bączkowych skrzydłach.


Bączka kupuję w całości: jego dobroć i życzliwość, elokwencję, autentyczną pasję

i otwarte serce. wierzę mu widząc, że robi to, co deklaruje. przynajmniej ja tak to odbieram.


odpina wrotki bez obawy przed ośmieszeniem się. wie, że ma hejterów, ale nie dba

o nich. życzy im szczęścia bez uszczypliwości. nie powstrzymuje go to przed tym, by dawać z siebie siebie samego. zna swoją wartość, ale nie jest bezkrytyczny. nie udaje, nie mydli oczu, nie kamufluje intencji. nie ocenia, jest dla siebie serdeczny i nazywa to wprost. jest potoczny i literacki w jednym.


całym swoim byciem roztacza cudowną energię, mówi prosto z serca; otwiera się na obcego-drugiego, skraca wszelki dystans między dwiema osobami. żyje tym, co mówi. przytula. pod atrapą kabaretu przekazuje złote słowa. stąpając po tej swojej śląskiej ziemi, udaje mu się chyba pozostać prostym człowiekiem.


***


od dzisiaj nie chcę zwerbalizowanych deklaracji miłości: to ja będę stwierdzała, kiedy mnie kochasz, a ty będziesz konstatował, kiedy ja kocham ciebie.


na peronie katowickiej stacji wieje, pociąg łapie kolejne opóźnienia. poprawiasz mi szal, naciągając mi go na uszy. kochasz mnie.


19:16

prawie półgodzinne opóźnienie i rozbujanym tempem ruszamy w stronę Warszawy. pozwalam sobie chwilę podumać nad absurdem PKP: sprzedano nam miejsca 14. i 17.

w z pozoru zwyczajnym wagonie 349. niestety rzeczywistość jest nieprzystająca: po numerze 348 następuje bezpośrednio 350. a zatem dane nam podróżować

w niewidzialnym wagonem. pif paf.

***


długo nie będę mogła zasnąć, a na zajutrz obudzę się w nowej skórze.


Comments


©2024 by ukulturalniamy

bottom of page