neither too late nor too soon, czyli Oksfordu edycji II dzień 21, ostatni.
- ukulturalniamyteam
- Apr 30
- 4 min read
[nasz kamienny domek nr 2: pamiętnik z życia w północnej Krainie Deszczowców]
wtorek, 16 kwietnia 2024
Oksfordu edycji II dzień 21, ostatni.
farewell-taking // change in Birmingham // I just hate rehydrated dried fruit in dishes
za 5 siódma wychodzę pobiegać, a może bardziej pożegnać się z Oksfordem: minąć kilku moich współbiegaczy i wiele niemoich neo-gotycko-wiktoriańskich domów.
na koniec zabiegam na Wolvercote Cemetery:
na grobie mnóstwo monet. gdzieś pośrodku rządka odnajduję srebrną złotówkę, uff – honor ocalony. dostrzegam meksykańskie peso, a na skraju grobu siedzi obrączka (pierścień). grobu zwykłego; takiego, jak wszystkie inne najzwyklejsze groby świata.
a to przecież grób Pisarza.
neither too late nor too soon
na pewne sprawy nigdy nie jest za wcześnie – lub za późno.
czyli o tym, jak o siódmej trzydzieści rano ostatniego dnia drugiej edycji Oksfordu odwiedziłam ten zwykły grób ważnego Pisarza.
***
kiedy za 17 dziewiąta zjeżdżamy Banbury Rd na południe, skupiam się na rzucaniu do widzenia Miastu. zaklinając, do widzenia rzucam tym wszystkim wiktoriańskim domeczkom z gotyckimi ostrołukami, które chwalił John Betjeman i chwalili liczni inni –
a nad którymi unosiłam się i ja. do widzenia, Summertown. do kolejnego spotkania, M&S („cieszę się, że było mnie na ciebie stać"). do zobaczenia Canterbury Rd, któreś wczoraj tak mnie w sobie rozkochało. na razie, rowerzyści, którzy jeździcie po tym swoim Oksfordzie jak Włosi na południe od Rzymu: dziękuję, że przez kolejne trzy tygodnie byłam jedną z was. do widzenia, do jutra.
*
z autobusu wysiada niewidomy. skąd te osoby mają wiedzieć, posługując się laską, żeby uważać na zagięcie drzwi automatycznych i które siedzenia nadają im priorytet? jak oni w ogóle mają sobie w tym wszystkim radzić?
chwilę później kolejna scena: jakaś pani z autobusowej podłogi podnosi coś, co chwilę wcześniej nieopatrznie upuścił wysiadający pasażer. pani podbiega do kierowcy, raportując incydent. kierowca obiecuje zaczekać, polecając pani pogoń za roztrzepanym współpodróżnym autobusu S2. akcja ratunkowa kończy się powiodzeniem, uczynna pani wraca, kierowca odwozi nas wszystkich do Magdalen St East.
The Parks! jeszcze przebiegnę cię poniżej 25 minut, obiecuję. St Giles’... ciebie tym razem nieco zaniedbałam. będę z powrotem jakoś niebawem. pa, Lamb&Flag. dobrze cię było podziwiać, St John’s. Ashmolean, moje genialne Ashmolean! tobie rozłąki nie wybaczę nigdy. do widzenia, do jutra!
*
z S2 wysiadamy tuż za Martyr's Memorial, w uliczce o nazwie St Magdalen St East. mijamy kamienny kościół obrządku łączącego Anglikanizm z Katolicyzmem – ten
z wczoraj, pod wezwaniem korespondującym z uliczką na tyłach Martyr's Memorial (projektu naszego starego dobrego Sir George’a Gilberta Scotta), i odbijamy na zachód St George's St. tym spacerem odtwarzam moje sierpniowe ślady. jak mi romantycznie, jak mi mojo.
***
This facility is being maintained by both male and female attendants.
ze stacji Gloucester Green mojego Oksfordu nie widać. to nawet nie stacja: jedyną poczekalnią jest przedsionek toalet, który z oksfordzkiego zadęcia ma bardzo niewiele. ale przynajmniej na ulżenie sobie w obskórnych okolicznościach nie trzeba wydawać funta (jak na warszawskim Zachodnim). This facility is being maintained by both male and female attendants – publiczne toalety dedykowane obu płciom utrzymywane są
w schludności i przez mężczyzn, i przez kobiety. właśnie, czyż to nie jest równouprawnienie? równe prawa rozciągnięte na sprzątanie miejskich toalet.
w tym przedsionku z kosza wystaje dzisiejszy The Sun. szmatławe to bo szmatławe, ale wyciągam gazetę z kosza dobywam: przyda mi się w trakcie pięć i pół godzinnej podróży na północ. „jak znalazł”: na artykule o managerze Arsenalu oprę jedną trzecią lekcji
z Frankiem o 18:00 z hostelu przy Matthew Street w serduszku beatlesowego Liverpoolu.
***
telefon automatycznie łączy się z wifi Oxford Tube: minutę po planowym czasie odjazdu ruszamy w stronę Merseyside. znów nie wiem, co mam robić: słuchać brytyjskich głosów na siedzeniach za mną, czytać świeżo zdobytą (aka ocaloną) gazetę wątpliwej jakości ale pełną ciekawego słownictwa czy wertować notatki z trzech ostatnich tygodni Oksfordyzacji? jak jechać, jak żyć?
*
wracam do ciepłego uścisku ramion z Marci z przedsionka 9 Carlton Road tego ranka. Marius, masz cudowną mamę but you don't need me to tell you this. Mattei-nastolatek wyszedł wcześniej, teraz Marci cycles Marius to school, ja z kolei wygłaskuję Nero na zaś i – moją odwieczną wdzięcznością – zaklinam ich kochany domek przy 9 Carlton Road. po chwili opuścimy go i my.
*
jestem ciekawa przesiadki w Birmingham: do tego miasta zajedziemy po raz pierwszy.
***
You do kill animals somewhere down the line – feel obligated in my head – I think – being veggie – basically – I do totally see what you mean – is worth addressing as a moral problem – have opinions – tofu scramble – I don't even care, I just want to shovel them – I think it might be because – massive – looks horrendous – it's hard to visualise that – and also – an active decision – true, yeah yeah, yes –
słucham rozmowy pasażerów z sąsiedniego fotela. chłopak już tylko przytakuje swojej towarzyszce, która „bardziej niż jajek nienawidzi ich zapachu”. przytakuje, robiąc to ze swojej wyuczonej w angielskim domu grzeczności, bo z wywodami zapalczywej weganki nic lepszego zrobić się nie da. chłopak wygląda jak nerd, ale jego akcent jest śliczny.
z kolei ja w skrytości ducha cieszę się, że moją tuńczykowo-jajeczną kanapkę wyliczoną na pięć i pół godziny podróży zjadłam w przedsionku toalet Gloucester Green – przynajmniej nie muszę ryzykować ostracyzmu społecznego ze strony części współpasażerów. w plecaku dwa jajka na miękko…
*
we're now rolling into Birmingham international airport. if your stop is not this one, please do remain onboard, otherwise it's a very long walk. please remain seated until I park up.
otwieram The Sun.
***
Hi folks, it's me.
nasz kierowca znów coś zapowiada w typowy dla brytyjskich kierowców sympatyczny sposób.
Birmingham. aha.
od dzisiaj dworzec Nat Ex staje się [przesiadkowo] wspólny: Kasiowo-nasz. wyciągniesz all bread butter Scottish shortbread fingers (“szortbredy”, po 90 kcal każdy)
i pojedziemy dalej na północ krajem dojrzałego cheddara, bread pudding i mince pies.
Comments